Marcowe słońce - opowiadanie
Wstęp
Jest rok 2378. Świat zmienił się diametralnie w wyniku ludzkiej chciwości, rządzy władzy i głupoty. Nowe choroby, które miały osłabić ludzkość pchnęły ją ku nauce i nowym technologiom. Ciągłe wojny oraz choroby w krajach trzeciego świata w tym rosnąca liczna ofiar oraz poszkodowanych zmusiły rządy państw do polepszania warunków dla rozwoju nauki w szczególności ulepszeń niedoskonałego ludzkiego ciała. Etyka? Pieniądze nie mają etyki. Kościoły zostały zepchnięte na margines życia społecznego a ich majątek został skonfiskowany przez Państwa. Dopuszczono jedynie prywatne inicjatywy wspierania wiary. Święta kościelne zmieniły swój charakter na uroczystości porównywalne do topienia marzanny. Nastał rok 2360, sylwester – wszyscy w nadziei lepszego jutra bawili się na imprezach ulicznych – nikt nie przeczuwał, nikt nawet nie śnił, że ludzkość obudzi się w nowej rzeczywistości 1 stycznia 2360 roku. Leżąc w łóżku z kacem nikt nie rozumiał, że to nie jest 1 stycznia tylko 16 stycznia. Część ludzi obudziła się w zamkniętych szpitalach polowych, pilnowanych przez wojsko. Część ludzkości obudziła się w domach a pozostali – nigdy się już nie obudzili. Takie szpitale można by to nazwać obozami zakażonych nieznanym wirusem jednak te miejsca nazwano obozami przebudzonych. Naukowcy z całego świata zastanawiali się czemu akurat teraz i dlaczego tylko część ludzi się budzi. „Budzenie” też nabrało nowego znaczenia. Ludzie po kilkunastu dniach śpiączki zmieniali całkowicie swoją aparycje zewnętrzną. Zgodnie z badaniami zespołu naukowców z Chin zmiany te nie odbyły się w ciągu kilkunastu dni a w ciągu ostatnich 50 lat. Wszyscy na świecie widzieli, ze władze Chin pobierają materiał genetyczny od swoich obywateli i badają go ale do tej pory nikt nie miał twardych dowodów.
18 stycznia 2360 roku
Otwiera oczy. Głowa pęka jak by pił przez 3 dni i miał bliskie spotkania z pięścią. Pomimo tego jego wzrok jest ostry, nie żeby widział więcej ale widzi inaczej. Kolory mają pełniejszą barwę, kontury rysują ostrzejsze granice przedmiotów i otoczenia. Cienie są wyraźne. Jak to możliwe pomyślał – cień to zawsze był cień. Widzę różnicę między mrokiem a światłem. Czuł inaczej – poczuł się nieswojo po prostu dziwnie. Dotykając metalowego łóżka nie dotykał twardego przedmiotu. Opuszkami palców czuł jak by metalowe elementy były lekko plastyczne. Nie na tyle by mógł zmienić ich pierwotny kształt jednak dotyk był inny niż dotychczas. Co jest grane, wyszeptał pod nosem. Rozejrzał się po pokoju, w którym leżał. Białe pomieszczenie, umywalka z toaletą w koncie, Lustro oraz okno. Dziwne – okno jest zakratowane. Czy to więzienie? Przy łóżku stało urządzenie medyczne mierzące wszystkie parametry. Do ciała miał przymocowane sensory. W lustrze odbijała się jego twarz. Nie to nie jest moja twarz pomyślał. Dotknął policzków, skroni na których pojawiły się dziwne pomarańczowe wzory. Nie, czy zrobiłem sobie tribal tatuaż? Wstając z łóżka zerwał wszystkie sensory maszyna zaczęła wydawać cienki piskliwy dźwięk. Drzwi się rozsunęły a do pokoju wszedł robot. Nigdy nie lubiłem robotów – pomyślał. Zamiast twarzy robot ma wyświetlacz na którym widnieje napis „dzień dobry, jak się czujesz?”. Dobrze odpowiedział i zaraz zapytał – gdzie jestem? Co się dzieje? Robot bez udzielania odpowiedzi położył tackę z jedzeniem na stoliku. Stolik jest jakby częścią podłogi. Nie jest zespawany jest po prostu jej integralną częścią zauważył – to niepokojące. Robot z napisem AR 591 zaczął oddalać się w kierunku drzwi. Czekaj! Powiedział jednocześnie próbując wstać ale nogi odmówiły posłuszeństwa. Osunął się na podłogę. Z trudem niczym dziecko próbował się podnieść. Coś jest nie tak. Jak się tu znalazłem? Ostatnio piłem z Markiem. Piotrkiem i Grześkiem oraz z ich rodzinami. Chyba nie pamiętam dokładnie. Na tacce jedzenie w płynie. Przez ciągłe powiększanie populacji na ziemi ludzie musieli doprowadzić do utworzenia syntetycznego jedzenia w płynie. Gdy wciągał zawartość płynnego pojemnika do żołądka jego myśli zaczynają szaleć. Drzwi ponownie się rozsuwają. Tym razem to człowiek. Mężczyzna w białym kitlu skrywającym wojskowy mundur. Wyraźne uwidocznione ulepszenia na twarzy i rękach. Prawdopodobnie zwiększały siłę i zdolności percepcji a może służące lepszej diagnostyce. Dzień dobry mówi mężczyzna, jak się czujemy? Dobrze, ale gdzie ja jestem odpowiedział, co się stało? Zabrano Pana z imprezy w Gdańsku ponieważ Pan zasłabł. Pana stan ulegał pogorszeniu z minuty na minutę i trzeba było Pana reanimować. Tracił Pan funkcje życiowe kilka razy. Co mi jest – zapytał z nieukrywaniem drżeniem w głosie. Niestety nie wiemy tego choć to dobrze, że się Pan obudził. Będziemy przeprowadzać dodatkowe testy dlatego musi Pan tu jeszcze zostać. Po tym stwierdzeniu mężczyzna w białym kitlu podszedł i wstrzyknął nieznaną substancję bezpośrednio przez skórę. Błogość, lekkość. Osunął się na łóżko.
3 marca 2376 rok
Marcowe słońce przebijało się przez chmury. Przyroda powoli budziła się z zimowego snu choć zimno nie odpuszczało bez walki. Wczorajszy dzień był dość intensywny powiedział Piotr wstając od ogniska. Daleko jeszcze do Nowego Torunia – zapytał Marek?. Grzegorz uruchomił naramiennik, który wskazał 50 km. Dobra czas się zbierać odległość 50 km zrobimy bez problemu chyba, że znowu będziesz chciał zrobić okoliczne podjazdy. Śpiwory z ultralekkiego materiału wyglądały jak worki foliowe. Całe obozowisko zostało uprzątnięte bardzo szybko. Lekki zagajnik oddawał zapach wilgoci i substytutu lasu. Szybko wsiedli na rowery. Piotrek uderzył palcami w przedramię. Wyświetliła się lista opcji. Piotr kliknął w odtwarzacz. Czego posłuchamy? Czegoś klasycznego odpal odpowiedział Marek. Grzegorz nie był zadowolony – wolę jeździć bez muzyki mam dość hałasu na co dzień. Marek czy ty musisz tak zapierdalać na tym rowerze krzyczał Grzegorz? W ogóle to czemu my na nich jeździmy - zapytał Piotr. Bo lubicie odparł Marek, na wasze szczęście już niedaleko. Nie lubię biwakowania głośno artykułował Grzegorz. Nie pierdolcie jest fajnie wtórował Marek. Piotrek, ty się nie skupiaj na nowych wszczepach a pedałuj. Spokojnie odpicuje sobie nogi płuca i zamiotę wami tą szutrową drogę. Jechali tak przez pola i nieużytki w dźwiękach Led Zeppelin.
Głośny hałas niczym fajerwerki wybudził z mocnego snu. Co tu się dzieje – pomyślał. Światło w pomieszczeniach migało, może to awaria prądu. Nie to strzały. Strzały na zewnątrz. Nagły przypływ niepokoju i strachu owładnął jego działaniami. Co się dzieje – krzyknął. Nikt nie odpowiadał. Drzwi z impetem się rozsunęły i wszedł robot tym razem bez tacki, był uzbrojony. Smukła postać maszyny rzuca lekki cień z korytarza. W panice i akcie desperacji rzucił się w kierunku bezdusznej maszyny zapominając
o słabym ciele. W momencie gdy uderzył o ziemie robot również upadł – w częściach. Niczym maszyna przepuszczona przez mikser. Co się stało, dlaczego – pomyślał? Maszyna, która stała przed chwilą
w drzwiach została jakby rozerwana od środka. Nie możliwe. Jak się to stało. Z korytarza dobiegały w dalszym ciągu krzyki i wystrzały. To nie są żarty trzeba uciekać pomyślał. Serce waliło mu jak młot pneumatyczny. Zmysły wyostrzone ponad przeciętnie przeprowadziły go przez spowity mrokiem korytarz. Brodził w krwi. Fakt ten doprowadzał go niemal do szaleństwa – Biegnij, powtarzał sobie w głowie.
Marek czy nie mogliśmy jechać pociągiem magnetycznym - zapytał Piotrek. Nie pociąg jest nudny poza tym ja muszę potrenować przed wyścigiem - odparł Marek. Musicie kiedyś spróbować wystartować w wyścigu. Całe kwartały starego Torunia są wyłączone tylko po to by się ścigać. Nie powinieneś mieć wszczepów cybernetycznych zapytał Grzesiek, to by ci pomogło a na pewno zwiększyło szansę wygranej. Nic takiego mi nie pomoże tylko ja ścigacz i moje umiejętności odpowiedział pewny siebie Marek. Piotrek z powagą w głosie - to się kiedyś źle dla ciebie skończy. Jechali tak jeszcze przez jakiś czas aż ich oczom ukazał się Nowy Toruń. Wielkie futurystyczne drapacze chmur poprzedzone blokami dla klasy średniej. Zawsze się dziwnie czuję wjeżdżając do tego miasta rzekł Grzegorz. Pozbawione duszy miasto. Pozostałości po starym mieście przeznaczono do zabawy na ścigaczach. Poza tym od czasu wypadku z chemikaliami nie wolno tam przebywać dłużej niż kilka dni. Przygotujcie się bo punkt kontrolny przed nami powiedział Marek. Podjechali do specjalnej hali gdzie kamery i skanery pracowały bez przerwy. Istna dyskoteka zauważył Grzesiek. Proszę przygotować nadgarstki do kontroli powiedział android ubrany na niebiesko. Po zeskanowaniu wszczepionej karty informacyjnej, wjechali do Nowego Torunia. Gdzie mamy hotel? - zapytał Grzegorz. Piotrek popatrzył na swoje przedramię gdzie wyświetlił się adres - ul Kamienna 14 Hotel Zacisze. Piotrek ty masz jakieś nowe wszczepy zapytał Marek. Tylko kilka odparł Piotrek. Raczej kilkadziesiąt przygadał Grzesiek. Hotel do którego dojechali nie wyglądał zbyt okazałe. Betonowa fasada nie zachęcała do wejścia. Nad drzwiami świecił Neon z napisem Hotel. Za ladą recepcyjna stał robót starego typu. Dzień dobry w czyyyym mpgge pomoc. Chyba programowanie mowy mu się zjebało stwierdził Piotrek. Marek niewzruszony podszedł do recepcji i powiedział - rezerwacja 33368. Robot zabrzęczał jak budzik a z lady wysunęły się karty magnetyczne. Boże co za dziura powiedział Grzegorz. Dobra idziemy do pokoi bo jutro wyścig muszę się wyspać by być gotowy.
Czy można porównać widok, który zobaczył do piekła? Wszędzie buchające języki płomieni i ludzkie krzyki. Dziwne niby noc a wszystko było jasne dodatkowo rozjaśniane przez pożar. Nagle z budynku po lewej stronie wyszły 4 androidy. Cały teren został przeskanowany laserami. Surrealistyczne pomyślał gdy nagle androidy otworzyły ogień z karabinów do zebranych na placu ludzi. Padł na ziemię tuż obok jakiegoś pracownika w kitlu. Strzały ucichły. Cały plac spowijał metaliczny zapach krwi. Androidy zabiły wszystkich w szpitalnych piżamach. Był pokryty w krwi i błocie zdjął kitel z martwego laboranta. Coś wewnątrz kazało mu wstać. Co to było – doświadczenie z poprzedniego życia czy przebijający się zdrowy rozsądek. Wstał i niepewnym krokiem ruszył w kierunku bramy. Nagle poczuł na ramieniu mechaniczna rękę robota. Odwrócił się i w tym momencie zobaczył jak promień światła rozpoczął skanowanie od stup do głowy ze szczególnym uwzględnieniem plakietki. Nagle robot zmienił światełka na głowie na czerwone. Wszystkie maszyny i androidy skierowały się ku pokrytemu w błocie i krwi w nieswoim ubraniu. Zamknął oczy a strach ponownie przejął kontrolę. Usłyszał jedynie zgniatany metal i padające elementy na ziemie. Otworzył oczy na placu nikogo nie było a roboty i androidy wygięte były w nienaturalny sposób. Niewiele myśląc odwrócił się i zaczął uciekać. Po przebiegnięciu kilkuset metrów usłyszałem kolejne krzyki i strzały. Z oddali widać było zbliżające się światła nadjeżdżających samochodów.
Biegnij, biegnij. Czemu nigdy nie biegałem - pomyślał - nie byłem maratończykiem. Wszystkie produkcję filmowe mówią, że sprawność fizyczna jest potrzebna w czasach apokalipsy. Rozkojarzony potknął się - nie to nie było potknięcie ktoś chwycił go za nogę. Przewrócił się z impetem na miękką ściółkę w lesie. Podniósł wzrok i zobaczył grupkę ludzi odzianą w takie same piżamy jak on. Kim jesteście, zapytał. Nie róbcie mi krzywdy - błagał. Najchudszy z całej czteroosobowej grupki przemówił. Nie martw się jesteśmy tacy sami jak ty. Co to znaczy tacy sami, puśćcie mnie. Jestem Krystian, cała nasza grupę przetrzymywani w tym samym ośrodku co ciebie. Przetrzymywali, ośrodek o czym ty pierdolisz? Jesteś przebudzonym tak jak my. Jakim przebudzonym kurwa co ty ćpałeś? Byłem w śpiączce pewnie od wódy. To nie wina alkoholu to ludzkość dokonuje kolejnego kroku w ewolucji odpowiedział Krystian. Nie czułeś się dziwnie w ośrodku czy świat nie stał się pełniejszy? Nie wiem o czym gadasz-odparł. Wiesz bo masz na sobie ubranie szpitalne. Wszyscy w tym ośrodku to przebudzeni. Co Ty pierdolisz kurwa? Powoli tracił zdrowy rozsądek. Teraz to już całkowicie mi odwalało nie dziwię się po tym co robiłem wcześniej. Nic ci nie jest zyskałeś moc, która opisywana jest tylko w bajkach. Jaką moc przecież nie mam wszczepów nie mam w sobie mechanicznych części. Nie taką moc odparł Krystian. Jestem Krystian to jest Antek, Bartosz
i Martyna. Byliśmy w ośrodku ponieważ nikt nie wie do końca co się dzieje. Wszyscy mamy podobne wzory na skórze. Różnią się tylko kolorami. Pierwszy raz widzę kogoś z pomarańczowymi wzorami. Martyna miała wyraźne wszczepy pod skóra, które dodatkowo uwidaczniały przebarwienia na skórze. Musimy wykorzystać fakt, że jest noc ogłosił Krystian. Z tego co pokazuje mi moja mapa we wszczepie naramiennym niedaleko jest Nowy Toruń, tam znajdziemy ubrania i pomoc. Z nieufnością w glosie zapytał - skąd wiesz, że tam znajdziemy pomoc. Jestem fixerem w Nowym Toruniu. Moi ludzie nam pomogą, jesteśmy tam jak rodzina. Poza tym jutro jest wyścig ścigaczy. Całe miasto będzie obserwować zmagania tych samobójców na ścigaczach. Mam tam wielu znajomych na pewno nam pomogą stwierdził Krystian. W to raczej wątpię, zobacz jak wyglądasz, twoje przebarwienia na skórze są jeszcze dziwniejsze niż nasze stwierdził Antek kierując słowa do Krystiana. Poza tym jak przedrzemy się przez punkt kontrolny zapytał Antek. Spokojnie my fixerzy mamy swoje sposoby. Cała grupa zbliżyła się do wielkiego włazu w środku pola. To jest kolektor ściekowy tu jest droga techniczna do samego miasta. Mam nadzieję że lubicie smród i półmrok powiedział z przekąsem Krystian. Gdy przedzierali się tunelami widoczne stało się, że za każdym razem gdy Krystian zbliżał się do miejsca gdzie były lasery skanujące bodź kamery uderzał palcem w skroń po czym wszystko gasło. Ciekawe masz wszczepy zauważył Bartosz. Nie interesuj się odparł Krystian. Dojdziemy do kryjówki za chwilę. Nie odzywajcie się ją będę mówić to nie są wasi koledzy tylko moi. Wyszli z podziemia
do obszernego magazynu. Wszędzie kręcili się ludzie ubrani w ciemne lub szare stroje. Cały magazyn
i wypełniony był skrzyniami. Ludzi w magazynie byli uzbrojeni. Znajome już uczucie niepokoju i strachu ponownie doświadcza mnie pomyślał – który to już raz. Witajcie stare chuje szef wrócił krzyknął Krystian. Osoby w magazynie zatrzymały się na chwilę i otoczyli cała grupę. Gruby brodacz wyszedł przed szereg i zapytał - gdzie byłeś całe dostawy wzięły w łeb przez ciebie. Klienci są niezadowoleni. Nie sraj żarem „łożysko” odparł Krystian - będzie dobrze pogadam z nimi. Teraz to dajcie nam jakieś łachy bo mnie wszystko swędzi w tym syfie co mam na sobie.
Siedzieli w nieswoich ciuchach chwilę wpatrując się ze skrępowaniem we wszystko tylko nie na siebie. Co teraz - pierwszy odezwał się Bartosz. Czy jesteśmy przestępcami? Ten pożar, ucieczka, mam mętlik w głowie. Jest jeszcze to coś na naszej skórze i nasze nieznane umiejętności. Nie wiem o czym Krystian mówił. Moc. Tak wszyscy jak tu siedzimy. Nagle z impetem otworzyły się drzwi. W świetle stanął Krystian i w trybie rozkazującym oznajmił - dobra teraz nie czas na to byście siedzieli i użalali się nad sobą. Dzisiaj są wyścigi ścigaczy w Nowym Toruniu. Naszym zadaniem jest zebranie wszystkiego co zostanie wyrzucone zgubione lub rozbite. Ich strata to nasz zysk. Nie możecie tu żyć za free mam nadzieję, że to wiecie. Dobra ale czy teren wyścigu nie jest skażony - zapytała Martyna. Jest ale dopiero po kilku dniach jest to śmiertelne kilkugodzinna ekspozycja nic wam nie zrobi powiedział z pewnością w głosie Krystian. No cóż dzisiaj się wyśpijcie a jutro do roboty. Mówiąc to Krystian wskazał piętrowe polowe łózka w rogu pokoju. Pomimo braku światła cała grupa od razu wiedziała gdzie ma się udać na spoczynek.
Piotr, Grzegorz i Marek siedzieli w ciszy nad śniadaniem w stołówce hotelowej. Stołówka była mocno zapuszczona. Ściany pomalowane były tania olejna farbą a w kącie umieszczono wyświetlacz
z którego dobiegały poranne wiadomości - Już dzisiaj wielki wyścig ścigaczy, 120 śmiałków spotka się w naszym Toruniu tylko po to by uczestniczyć w wyścigu. Wygra ten kto pokona tor przeszkód lub przeżyje – przypominamy, że zakłady można stawiać do czasu rozstrzygnięcia wyścigu. Marek ty na pewno chcesz wziąć w tym udział to dzicz zapytał Grzesiek. Nie mam nic do stracenia, nagroda jest duża ścigacz już dostarczony a i ja wierzę w swoje umiejętności odparł Marek. Śniadanie jakby przestało im smakować po takim stwierdzeniu Marka.
Otworzył oczy pokój spowity całkowitym mrokiem lecz pomimo tego widział więcej. Wszelkie kształty wydawały się wyraźne. Odczuwał, że w pokoju śpi jeszcze 6 osób. Dziwne uczucie. Co się ze mną stało. Wyciągnął ręce pokryte wzorami i próbował kręcić nadgarstkami. Co Ty odpierdalasz to nie bajka usłyszał głos Martyny. To działa tylko w nagłym stresie i nie wymaga machania rękami czy wypowiadania zaklęć. Gdy byłam w ośrodku zniszczyłam cały pokój laboratoryjny nie wiem jak, po prostu boję się igieł. Cholernie boję się igieł. Igieł zapytał zdziwiony . Tak próbowali zrobić punkcję i zebrać materiał do badań. Nie wiem co te skurwysyny planowały. Ilu jest takich jak my zapytał? Zamknąć ryje ja próbuje spać nagle wykrzyknął Krystian. Zapadła cisza. Dźwięk budzika zbudził wszystkich. Ostry przeszywający dźwięk - nieboszczyka by obudziło zaśmiał się rubasznie łożysko. Dobra koniec tego opierdalania się - śniadanko
i do roboty zarządził Krystian.
Wyścig. 120 uczestników na ścigaczach. Witamy serdecznie śmiałków podawał przez głośnik zachrypnięty spiker. Wasze zmagania obserwuje 2 mld ludzi na planecie nie zawiedźcie zaufania którym obdarzyła was korporacja Tanew.
Marek czuł podniecenie zmieszane ze strachem. Naturalna reakcja. Broń ukryta pod płaszczem dodawała jednak na tyle otuchy by zachował trzeźwość umysłu. 3... 2...1... Start wielki napis i wybuch
z armaty ogłosił start wyścigu. Ruszyli, Marek znając specyfikę wyścigów wiedział by trzymać się czoła. Kilka chwil od sygnału startu z tyłu rozpoczęło się piekło. Strzały z blasterów i dźwięki wybuchających ścigaczy tak było zawsze. Marek jednak już był w pierwszej 50 uczestników tu zabawa zaczyna się na poważnie. Ruszyli ul. Szeroką. Przez kilka kilometrów nic się nie miało prawa dziać. Marek czujnie zdobywał pozycje. Blaster na jego prawym biodrze już miał odsłonięty - był gotowy na każdą ewentualność. Nawrot w lewo teraz w prawo. To była druga natura rower i treningi balansowanie ciałem dawały rezultaty. Top 10 tu już dostaje się euro za ukończenie a nawet sponsorzy mogą się znaleźć. Ciężka praca przynosi efekty pomyślał. Nagle poczuł jak w jego ścigacz uderza inny zawodnik. Odwrócił wzrok to była ona smukła niewysoka postać. Z miejsca ją rozpoznał to była Maja Krepowicz topowa zawodniczka świata. W tym momencie wiedział - żarty się skończyły. Jego ścigacz pomimo uderzenia utrzymał kurs. Niestety drugie uderzenie wytrącili ster z ręki i ścigacz Marka zmienił kurs na ścianę. Nie teraz, kurwa nie teraz zaklął pod nosem. Udało mu się wyprostować tor ślizgu i wprowadzić ścigacz do bocznej uliczki. Szybki zwrot w lewo i już był równolegle do czoła wyścigu. Dam radę, DAM Radę krzyknął. Nagle z lewej strony usłyszał jak strzał
z blastera mija go o kilka centymetrów. Odwrócił się a jego oczom ukazała się grupa 3 ścigaczy.
Trzech nie znanych zawodników na ścigaczach - byli razem jechali ławą. Marek wiedział że oni nie są tu by się ścigać a zabijać by wygrać. Zasady tego oficjalnie nie zabraniają. Pomimo relacji z dronów to
i tak wszystkie kamery skupiają się na czołowych zawodnikach. Korporacja Tanew potrafiła kupić wszystko nawet sprawiedliwość. Marek niewiele myśląc dobył blastera wypalił 3 razy. Trzy trafienia. Treningi strzeleckie i lata w fachu najemnika się przydały pomyślał Marek. Nagle wszystko zastygło w miejscu, czas zwolnił. Zastanawiał się tylko dla czego tak szybko. Strzelał całkiem nieźle, mógł jeszcze wiele zdziałać
w tej walce. Uderzenie kuli w plecy poczuł szybciej niż huk z lufy, która ją wypluła. Osuną się ze ślizgacza, który jakby nigdy nic suną jeszcze swoim torem kilkadziesiąt metrów. Marek gruchną o ziemię i potoczył się po asfalcie, przez pobocze, żeby zatrzymać się na plecach nogami zanurzonymi w brudnej wodzie towarzyszącego szosie rowu. Patrzył twarzą w słońce i zdał sobie sprawę, że żyje i ma się całkiem nieźle. Odetchną z ulgą. Miał zaraz spróbować wstać na nogi, ale nie mógł. Nie mógł ruszyć nogami ani rękoma. Mógł jedynie obserwować swoje ciało od klatki piersiowej w dół do kolan bo niżej już był zanurzony w wodzie. Szybciej niż myślał zaczął marzyć o szybkiej śmierci w walce. Niczego tak się nie bał jak bolesna długa śmierć. Ta śmierć nie miała być szybka chyba że zaraz ktoś by go znalazł i uratował lub zabił któryś z przebudzonych. Krzyczeć nie mógł choć mózg rozrywał mu wrzask bezradności, paniki klaustrofobii leżącego żywego człowieka w trumnie, którą była dla niego wysoka trawa, która położyła się jedynie pod ciężarem jego bezwładnego ciała. Wszystko trwało długo... Sadystycznie długo... Obudził się w środku nocy. Nad nim gwieździste niebo przykuło na chwilę jego uwagę, ale zaraz uświadomił sobie, że obudziło go natrętne popiskiwanie. Po jego nogawce zaczęły wspinać się dwa szczury. Jego kaci i mordercy. Próby strząśnięcia ich z siebie były równe w rezultacie próbom podniesienia głazu siłą woli przez bawiące się dzieci. Gryzonie przez chwile błądziły po jego ubraniu obwąchując je co kilka kroków nieuchronnie zbliżając się w stronę twarzy. W stronę oczu.
Szybciej zbierajcie te jednostki napędowe nie mamy całego dnia krzyczał Krystian. Wszyscy uwijali się szybko jak w ukropie. Krystian nagle zwrócił się w kierunku i zawołał chodź musimy podjechać do przodu tam też było sporo akcji. Nikt nie zwracał uwagi na ciała poległych zawodników. Już bardzo długo martwe ciała nie wzbudzały w nim emocji wiedział, że to doświadczenia z przeszłości. Krystian popatrzył mu prosto w oczy i powiedział ty też się przydasz wsiadaj na transporter. Gdzie jedziemy zapytał Krystiana. Na kilka kilometrów przed meta było sporo walk podobno kilka dobrych śmigaczy jest w całkiem dobrym stanie. Co z zawodnikami zapytał? Kogo to obchodzi odpowiedział Krystian. Lecieli tak lotem ślizgowym kilka minut. Transportowce są powolne ale pojemne on Krystian i jeszcze 3 ludzi. Czuł się nieswojo – tylko on nie był uzbrojony. To tutaj oświadczył Krystian. Załaduj tę trzy ścigacze na transportowiec są w dobrym stanie. Nie zapomnij sprawdzić trupów czy mają coś cennego. Podchodząc do zwłok trzech mężczyzn zauważył jedną ranę wlotową – czysta robota powiedział pod nosem. Trzy blastery i granaty hukowe nic nadzwyczajnego krzyknął pomocnik do Krystiana. Pakuj do torby sprzeda się. Szefie tu jest następny. Podeszli we czterech To był Marek. Ja go znam – kogo znasz zapytał Krystian? Poczuł nagłą złość. Złość zmieniająca się w nienawiść. Podszedł do ciała i zauważył dziurę w plecach z której sączyła się krew. Odganiając szczury wiedział Marek jego kolega może i przyjaciel z czasów gdy byli najemnikami w Środkowej Afryce. Zauważył też że dziura w plecach Marka nie pochodzi z blastera. To nie był przypadek. Kurwa nie módl się nad tym trupem tylko leć po jego slizgacz i go przeszukaj krzyknął w trybie rozkazującym Krystian. Przestałnad sobą panować w tym momencie - odwrócił się w kierunku Krystiana i jego pomocników i krzyknął zamknij mordę!!! W momencie wypowiadania tych słów ciała Krystiana i jego pomocników zbiły się w kule aby zaraz potem wybuchnąć na wszystkie strony. Cała przestrzeń wokół zmieniła kolor na czerwony. Stojąc ponownie w obcej krwi milcząc odwrócił wzrok w kierunku Marka i wymamrotał - nie w ten sposób.